Położna: „W pandemii najważniejsze jest zaufanie przyszłej mamy”

W mar­cu mija rok odkąd musie­li­śmy przy­sto­so­wać się do nowej rze­czy­wi­sto­ści. Zamknię­te szko­ły rodze­nia i poro­dów­ki to ogra­ni­cze­nia, z któ­ry­mi radzą sobie przy­szłe mamy. Trze­cia fala pan­de­mii nie daje nadziei na szyb­ką zmia­nę. O tym, jak w nie­ty­po­wych cza­sach, dobrze przy­go­to­wać kobie­ty do naj­waż­niej­sze­go dla nich momen­tu, opo­wia­da Patry­cja Rataj, „Położ­na na Medal” z oddzia­łu gine­ko­lo­gii i położ­nic­twa w Szpi­ta­lu im. Rudol­fa Weigla w Bla­chow­ni, nale­żą­ce­go do Gru­py Scan­med.

Poród to dla kobiet nie­zwy­kłe, ale też stre­su­ją­ce prze­ży­cie. W cza­sie pan­de­mii przy­szłym mamom towa­rzy­szą dodat­ko­we oba­wy: jak sobie pora­dzą w obo­wią­zu­ją­cych obostrze­niach. I tak już od roku. Nie­któ­re szpi­ta­le powo­li przy­wra­ca­ją rodzin­ne poro­dy, ale zapo­wia­da­na trze­cia fala może to zasto­po­wać. Jak w takim razie rodzić w dobie koro­na­wi­ru­sa?

Patry­cja Rataj: — Rze­czy­wi­ście brak osób towa­rzy­szą­cych: męża, czy part­ne­ra, jest dla kobiet czę­sto punk­tem zała­ma­nia. Szcze­gól­nie ten moment samot­ne­go przej­ścia przez drzwi. Pacjent­ki roz­ma­wia­ją z bli­ski­mi do ostat­nie­go momen­tu przez tele­fon, czy kamer­kę, ale to oczy­wi­ście nie to samo co fizycz­na obec­ność dru­giej oso­by. W natu­ral­ny spo­sób tę rolę oso­by wspie­ra­ją­cej przej­mu­je per­so­nel szpi­ta­la. U nas z racji na wiel­ko­ści oddzia­łu dziew­czy­ny są dobrze zaopie­ko­wa­ne. Może­my sobie pozwo­lić na to, że spo­koj­nie z nimi posie­dzieć, potrzy­mać za rękę, czy poma­so­wać ple­cy w razie potrze­by. Naj­waż­niej­sza jed­nak dla przy­szłej mamy jest świa­do­mość, co krok po kro­ku się wyda­rzy. Kon­cen­tru­je­my się na tym, aby wszyst­ko dokład­nie wyja­śnić. Tłu­ma­czy­my na przy­kład, że będzie pod­łą­czo­na kro­plów­ka albo zasto­so­wa­ny balo­nik, a przede wszyst­kim dla­cze­go tak się sta­nie.

To podej­ście zda­je egza­min?

Tak. Odpo­wia­da­my na pyta­nia, na bie­żą­co moni­to­ru­je­my sytu­ację, pro­po­nu­je­my opty­mal­ną pozy­cję do poro­du. Jeste­śmy cały czas bli­sko. Mogę zapew­nić, że mimo nie­ty­po­wych oko­licz­no­ści pacjent­ki nie mają powo­dów do obaw. Zda­je­my sobie spra­wę z tego, że są nara­żo­ne na dodat­ko­wy stres, dla­te­go tym bar­dziej robi­my wszyst­ko, żeby z uśmie­chem wcho­dzi­ły w ten wspa­nia­ły czas. Naj­waż­niej­sze jest to, żeby zaufać per­so­ne­lo­wi, żeby o wszyst­kim mówić, pytać, nie bać się oce­ny. Kie­dy kobie­ta to zro­zu­mie, otwo­rzy się, może­my dobrze nią pokie­ro­wać. Każ­dej pani sta­ra­my się zapew­nić mak­sy­mal­ny kom­fort. Kie­dy roz­ma­wiam z mama­mi, któ­re prze­szły z nami przez poród mówią, że uda­ło nam się stwo­rzyć faj­ną atmos­fe­rę. W ankie­tach, któ­re pacjent­ki wypeł­nia­ją przy wyj­ściu z oddzia­łu, znaj­du­je­my opi­nie, że jeste­śmy wręcz nado­pie­kuń­czy – oczy­wi­ście w tym pozy­tyw­nym zna­cze­niu. I to dla nas ogrom­na satys­fak­cja.

Budo­wa­nie świa­do­mo­ści i tłu­ma­cze­nie jest szcze­gól­nie waż­ne w cza­sach, gdy mamy są cho­ciaż­by pozba­wio­ne tra­dy­cyj­nej szko­ły rodze­nia. Bez przy­go­to­wa­nia pod okiem pro­fe­sjo­na­li­stów nie­któ­re kobie­ty mają oba­wy, jak wła­ści­wie rodzić.

To praw­da: musi­my szyb­ko nad­ro­bić wszyst­ko to, cze­go nie było z racji bra­ku szkół rodze­nia. Muszę przy­znać, że nasze pacjent­ki są coraz lepiej wyedu­ko­wa­ne: czy­ta­ją, szpe­ra­ją na spe­cja­li­stycz­nych for­mach, czy gru­pach, pod­py­tu­ją kole­żan­ki. Ale to wciąż tyl­ko teo­re­tycz­na wie­dza. Czę­sto przy­szłe mamy nie mają świa­do­mo­ści ryzy­ka i tego że poród może się skom­pli­ko­wać. To kwe­stie, o któ­rych mówi się i pisze rza­dziej, nie są tak szcze­gó­ło­wo wyja­śnia­ne, dla­te­go panie nie zawsze są na nie przy­go­to­wa­ne. Oczy­wi­ście orga­nizm jest mądry: sam nakie­ro­wu­je przy­szłe mamy na to, co mają robić, jak oddy­chać, ale kie­dy te czyn­no­ści nie są wcze­śniej ćwi­czo­ne, jest to po pro­stu mniej efek­tyw­ne. To waż­ne cho­ciaż­by w przy­pad­ku roz­cią­gnię­cia kro­cza, bo pozwa­la unik­nąć nacię­cia, czy zmi­ni­ma­li­zo­wać ska­lę pęk­nię­cia. Z kro­czem, któ­re nie jest dobrze przy­go­to­wa­ne, jest to trud­niej­sze. Pod­po­wia­da­my też mamom inne przy­dat­ne meto­dy, na przy­kład że jedze­nie ana­na­sa ma dzia­ła­nie prze­czysz­cza­ją­ce i może wpły­wać na kur­cze­nie się maci­cy, że cho­dze­nie po scho­dach może przy­spie­szyć pro­ces, a ani­bal­le przy­go­to­wać dro­gi rod­ne do poro­du.

Chy­ba w lep­szej sytu­acji są mamy, któ­re rodzą po raz kolej­ny. Przy­naj­mniej wie­dzą, cze­go się spo­dzie­wać.

Para­dok­sal­nie nie. Czę­sto wła­śnie dla­te­go, że mają świa­do­mość co je cze­ka, są jesz­cze bar­dziej zde­ner­wo­wa­ne. Szcze­gól­nie jeśli są nazna­czo­ne wcze­śniej­szy­mi przy­kry­mi doświad­cze­nia­mi. Są nasta­wio­ne na wiel­ki ból. Tym­cza­sem oka­zu­je się na przy­kład, że wbrew utar­tej świa­do­mo­ści, pacjent­ki, któ­re poprzed­nio rodzi­ły przez cesar­skie cię­cie, tym razem mogą uro­dzić natu­ral­nie i robią to napraw­dę pięk­nie. Oczy­wi­ście jeśli w grę wcho­dzą kwe­stie medycz­ne, jakieś pro­ble­my z mied­ni­cą, to nie wol­no ryzy­ko­wać. Zawsze osta­tecz­na decy­zja jest podej­mo­wa­na po szcze­gó­ło­wej kon­sul­ta­cji z leka­rzem. Ale jed­no cię­cie nie musi deter­mi­no­wać wszyst­kich kolej­nych poro­dów.

Dużo mówi pani o wza­jem­nym zaufa­niu na linii pacjent­ka – per­so­nel. Jak wyglą­da to prak­ty­ce? Czy kobie­ty od razu otwie­ra­ją się przed położ­ną, czy jed­nak mają poczu­cie, że mają zbyt małe doświad­cze­nie w opie­ce nad dziec­kiem i że będą z tego powo­du oce­nia­ne?

Mło­de mamy nie­rzad­ko mają wra­że­nie, że pro­szą o pomoc za szyb­ko i na wyrost, że powin­ny sobie same z czymś pora­dzić. Tym­cza­sem war­to jest pro­sić o wspar­cie, pytać: po to jeste­śmy. Może się oka­zać, że pozor­nie bła­hy pro­blem ma potem ogrom­ne zna­cze­nie. Dla­te­go na oddzia­le obser­wu­je­my mło­de mamy i pod­cho­dzi­my do nich, kie­dy widzi­my, że coś się dzie­je, nie cze­ka­jąc aż dziec­ko albo mama zaczną pła­kać i zestre­su­ją się jesz­cze bar­dziej. Jeste­śmy od tego, żeby nakie­ro­wy­wać i war­to z tego korzy­stać. Cały czas jeste­śmy też obok pacjen­tek po cesar­skich cię­ciach, żeby czu­ły się bez­piecz­nie i mia­ły sta­łą opie­kę. Zda­rza się, że przy­czy­ną fru­stra­cji pań są rady mam, czy teścio­wych, udzie­la­ne w naj­lep­szej wie­rze. Ich zain­te­re­so­wa­nie i goto­wość, aby dzie­lić się doświad­cze­niem jest wspa­nia­łe i nie­oce­nio­ne. Ale cza­sem kobie­ta sły­sząc, że źle pod­trzy­mu­je głów­kę, czy nie­od­po­wied­nio trzy­ma malusz­ka, zaczy­na się wyco­fy­wać. Na naszym oddzia­le z pacjent­ka­mi roz­ma­wia­ją leka­rze, położ­ne, psy­cho­log i die­te­tyk. Sta­ra­my się prze­ła­my­wać róż­ne ste­reo­ty­py, któ­re mimo upły­wu lat świet­nie się trzy­ma­ją.

Nie­daw­no otrzy­ma­ła pani tytuł „Położ­na na Medal” w woje­wódz­twie ślą­skim. Kon­kurs orga­ni­zu­je Aka­de­mia Malu­cha Alan­tan, a patro­nat nad nim mają: Naczel­na Rada Pie­lę­gnia­rek i Położ­nych, Fun­da­cja Rodzić po Ludz­ku oraz Sto­wa­rzy­sze­nie Dobrze Uro­dze­ni. Co waż­ne: lau­re­at­ki są wybie­ra­ne na pod­sta­wie zgło­szeń mam, któ­re były pod ich opie­ką. Jak zaczę­ła się pani zawo­do­wa dro­ga, któ­ra dopro­wa­dzi­ła panią do tej nagro­dy?

Na począt­ku mia­łam zupeł­nie inne pla­ny. Od zawsze bawi­łam się w leka­rzy i robi­łam wszyst­kim ope­ra­cje na niby. W liceum nale­ża­łam do koła ratow­nic­twa oko­ło­me­dycz­ne­go, któ­re zapew­nia­ło opie­kę pod­czas raj­dów rowe­ro­wych. Chcia­łam kon­ty­nu­ować tę ścież­kę. Z cza­sem zaczę­łam roz­ma­wiać z kole­żan­ka­mi o tym, że może war­to było­by zająć się wyłącz­nie opie­ką nad kobie­ta­mi. Zło­ży­łam papie­ry na kie­ru­nek pie­lę­gniar­stwo i położ­nic­two, gdzie z racji obło­że­nia skie­ro­wa­no mnie wła­śnie na położ­nic­two. Pierw­szy rok był bar­dzo cięż­ki, ale zda­łam egza­min i zaczę­łam pra­cę. Wte­dy poro­dów­ką zara­zi­ły mnie kole­żan­ki z oddzia­łu: Jadzia i Rena­ta, któ­re prze­ka­za­ły mi swo­ją pasję i zawsze słu­ży­ły mi wspar­ciem i radą. Kie­dy oka­za­ło się, że zosta­łam zgło­szo­na do kon­kur­su, byłam zasko­czo­na. To wiel­ka radość i satys­fak­cja, że moja pomoc jest potrzeb­na i doce­nio­na. Bar­dzo się cie­szę, bo bar­dzo mi zale­ży, żeby mamy mia­ły dobre wspo­mnie­nia z począt­ko­wych chwil z malusz­kiem i żeby były one magicz­ne. Zawsze powta­rzam, że każ­dy poród jest pierw­szy i jedy­ny, bo za każ­dym razem poru­sza w kobie­cie inną cząst­kę. To fan­ta­stycz­ne, kie­dy pacjent­ka powie: „Było super, dzię­ku­ję”, bo to ozna­cza, że napraw­dę nada­ję się do tego zawo­du.